Bo prawdziwe życie zaczyna tam gdzie kończą się problemy...
Martina
Los Angeles 7:20
Po bardzo długiej drodze w końcu dojechaliśmy do LA. To miasto jest cudowne! Takie wielkie i kolorowe! Najlepsze jest to że mieszkamy w najlepszej dzielnicy jaka kiedykolwiek powstała. Mieszkamy w Hollywood. Może i nie w samym centrum, ale to jednak Hollywood!
Gdy zatrzymaliśmy się pod naszym nowym domem wzięłam plecak i z prędkością światła wysiadłam z samochodu. Zaczęłam się kierować w zupełnie inną stronę niż jest dom.
- Martina! Gdzie biegniesz! - usłyszałam krzyki mamy.
- Spokojnie! Wrócę do wieczora! - odkrzyknęłam i pobiegłam dalej.
Byłam w siódmym niebie. Nigdy nie czułam się lepiej. Teraz zacznę żyć. Tak naprawdę żyć. Bez trosk. Bez zmartwień. Bez uczucia, że ktoś mnie poniży. Nareszcie będę szczęśliwa! Nie będzie Evy, nie będzie Valeri i Macareny! Nie będzie też Diego. Będę mogła zapomnieć.
Gdy tak biegłam na kogoś wpadłam. Boże, ale jestem niezdarna!
- Ja... Przepraszam... Zagapiłam się. - powiedziałam nie patrząc temu komuś w oczy tylko na swoje buty.
- Nic się nie stało. - Gdy usłyszałam ten głos szybko podniosłam głowę. Zobaczyłam parę hipnotyzujących szmaragdów. Zaniemówiłam. - O. Czyli znowu się spotykamy. - Nie wierzę! Mój idol mnie kojarzy! Pamięta! Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Tylko kiwnęłam głową na "Tak". - Jeżeli mogę zapytać. Co robisz w Los Angeles? Przecież mieszkasz w San Francisko. - Nie mogłam dłużej znieść jego oczu. Spuściłam głowę.
- Mieszkałam. Przeprowadziłam się z mamą i bratem.
- Co było tego powodem? - Już chciałam mu odpowiedzieć. Ale wtedy zrozumiałam, że to kompletnie obca dla mnie osoba.
- Sprawy prywatne.
- Rozumiem. - Kątem oka zobaczyłam, że się uśmiecha. Po chwili spojrzał na zegarek. Wyglądał na bardzo drogi. - Ja muszę już iść. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. - Powiedział i odszedł. Moja cała energia została wyczerpana przez kilka zdań z nim. To jest niewiarygodne co jedna rozmowa z gwiazdą może z człowiekiem zrobić.
Nie chciałam już dalej zwiedzać. Postanowiłam jak najszybciej zwiać... Znaczy pójść do domu. Nie mam pojęcia czemu on aż tak mnie onieśmiela. Na prawdę nie wiem. I za nic nie chcę się tego dowiedzieć.
O 18 byłam w nowym domu. Nie był duży. Ale miał swój urok. Z zewnątrz nie wyglądał jakoś bardzo nowocześnie, ale wewnątrz to co innego. Fajnie, że mama go znalazła.
- Kochanie! - usłyszałam krzyki mamy. - Chodź na górę! - dodała. Skierowałam się w stronę jej głosu. Stała przed białymi drzwiami.
- Mamo? O co chodzi?
- Zamknij oczy.
- Po co?
- Oj zamknij. - Nie odpowiedziałam tylko zamknęłam oczy. Usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi. Następnie mama wzięłam mnie za rękę i zaprowadziła do pokoju. - Możesz otworzyć. - Zrobiłam to co kazała.
Moim oczom ukazał się piękny, kremowy pokój. Znaczy... Kremowe były ściany. Były na nich moje plakaty i obrazy z mojego poprzedniego pokoju. Meble były białe. Na komodzie była moja figurka konia, a na niej siedział miś, którego kiedyś dostałam. Obok nich były obrazki. Właściwie rysunki, które kiedyś z nudów zrobiłam. Przedstawiały zespół One Thing. Pamiętam jak je rysowałam. Wtedy jeszcze wszystko było inaczej. Nad mniejszą szafką wisiał telewizor. Pod drugą ścianą na przeciwko niego stało jasno brązowe biurko. Na nim było kilka książek i figurek. A obok niego moje łóżko. Było duże. Na nim była rozłożona pościel w egipskie wzorki. Były też moje wszystkie jaśki i maskotki. Tak mam 17 i na łóżku mam pluszaki. Jakiś problem? Przy pokoju też miałam ogromny balkon. I najlepsze, że widziałam niego cudowny zachód słońca.
- Dziękuję mamo. Lepszego pokoju nie mogłabym sobie wymarzyć. - Powiedziałam i bardzo mocno ją przytuliłam.
- Nie dziękuj mi kochanie. To wszystko to zasługa Rugga. To on urządził Ci pokój. Chciał Ci w ten sposób wynagrodzić te wszystkie lata kiedy go przy Tobie nie było.
- Gdzie jest? Chcę mu podziękować.
- Nie wiem. Powiedział, że idzie się przejść i może zajdzie do starych znajomych.
Ruggero
Jak dobrze znów być w LA. Kiedyś z ojcem tu mieszkaliśmy, ale później przeprowadziliśmy się do Nowego Yorku. Musiałem zostawić wszystkich przyjaciół. Normalnie szkoda gadać. Jak mógł mnie tak okłamać? Nigdy mu tego nie wybaczę.
Gdy tak szedłem ulicami Hollywood usłyszałem za sobą jak ktoś woła... Mnie?!
- Ruggero! - Po chwili uczepiła się mnie prześliczna blondynka. Wydała mi się dziwnie znajoma... Gdy mnie puściła zobaczyłem, że ma duże, piękne, piwne oczy. Wtedy ją rozpoznałem.
- Mercedes. Tęskniłem.
- Też tęskniłam. - Powiedziała z uśmiechem. - Ale nigdy więcej nie mów do mnie Mercedes. - Zmroziła mnie wzrokiem.
- Ok. Co tam u Ciebie?
- Dobrze. A u Ciebie?
- Też dobrze.
- Co Cię sprowadza na stare śmieci?
- Przeprowadzka z mamą i siostrą.
- Ale Twoją biologiczną matką? - Przytaknąłem. - Przecież mówiłeś, że jej nienawidzisz, bo Cię zostawiła.
- To nie prawda. Ojciec wszystko myślił.
- A to...
- Mechi. - Upomniałem ją.
- Sorka.
- Jak się ekipa trzyma?
- Nawet ok. - Gdy to powiedziała posmutniała.
- Ej... Co się dzieje.
- Nic. - Spuściła wzrok.
- Nie kłam. Widzę, że coś się dzieje.
- Chodźmy do mnie. Nie chcę tego mówić tu. Jest za dużo ludzi.
- Ok. - Zgodziłem. Skierowaliśmy się w stronę domu dziewczyny.
Doszliśmy do niego po jakiś 10 minutach. Był mega nowoczesny i wielki. Zdziwiło mnie, że nie mieszka z rodzicami. Chociaż w sumie... Nigdy się z nimi nie umiała dogadać. Często przychodziła do kogoś z nas na noc. Do mnie najczęściej. Znaczy... Do wszystkich dość często, ale do mnie najczęściej, bo mieszkaliśmy niedaleko siebie. Weszliśmy do salonu. Był jasny i przestronny. Jak to mieliśmy w zwyczaju nie rozsiedliśmy się na kanapie tylko na podłodze.
- To powiesz mi o co chodzi?
- Chodzi o to, że paczka...
~***~
Elo Elo H20!
Podoba się rozdział? Bo mi tak. Było odrobinę tajemnicy. Zwłaszcza pod koniec. Jaka paczka? Kto w niej jest? Co się z nią stało? Tego nie jest ciężko się domyślić. Ale może was zaskoczę, bo sama nie wiem co się z nią stało. Wiem jestem bardzo mądra. Ale ten rozdział skończyłam przed chwilą. I teraz sprawa organizacyjna. Znaczy powiedzmy że organizacyjna. Czy przez to, że Patiś odeszła wy też odeszliście? Bo jak tak to jest mi przykro. Jeżeli odeszliście, bo mnie nie lubicie to jest mi mega smutno. Tym którzy nad odejściem się jeszcze zastanawiają to od razu mówię nie odchodźcie. To że Patiś ze mną nie ma nie oznacza, że opowiadanie zmienię czy coś. Nie zamierzam go zmieniać, bo mi się podoba. Mam napisaną fabułę i jej będę się trzymać. Całą fabułą zajmowała się Patiś. Ja będę tylko pisać. Od czasu do czasu wprowadzę jakiś wątek, którego fabuła nie obejmuje. I tylko tyle jest mojego wkładu. W komentarzach piszcie w razie czego co wam się nie podoba w tym, że na blogu jestem tylko ja. Postaram się to zmienić. Oczywiście wszystko poza faktem, że jestem sama czy, że Patiś nie ma. To jest niezmienne. Ale ja już będę kończyć. Mimo mojego rujnującego życie snu wenę mam i idę ją spożytkować.
Do następnego!
Papa!
Asia Ari <3
Gdy zatrzymaliśmy się pod naszym nowym domem wzięłam plecak i z prędkością światła wysiadłam z samochodu. Zaczęłam się kierować w zupełnie inną stronę niż jest dom.
- Martina! Gdzie biegniesz! - usłyszałam krzyki mamy.
- Spokojnie! Wrócę do wieczora! - odkrzyknęłam i pobiegłam dalej.
Byłam w siódmym niebie. Nigdy nie czułam się lepiej. Teraz zacznę żyć. Tak naprawdę żyć. Bez trosk. Bez zmartwień. Bez uczucia, że ktoś mnie poniży. Nareszcie będę szczęśliwa! Nie będzie Evy, nie będzie Valeri i Macareny! Nie będzie też Diego. Będę mogła zapomnieć.
Gdy tak biegłam na kogoś wpadłam. Boże, ale jestem niezdarna!
- Ja... Przepraszam... Zagapiłam się. - powiedziałam nie patrząc temu komuś w oczy tylko na swoje buty.
- Nic się nie stało. - Gdy usłyszałam ten głos szybko podniosłam głowę. Zobaczyłam parę hipnotyzujących szmaragdów. Zaniemówiłam. - O. Czyli znowu się spotykamy. - Nie wierzę! Mój idol mnie kojarzy! Pamięta! Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Tylko kiwnęłam głową na "Tak". - Jeżeli mogę zapytać. Co robisz w Los Angeles? Przecież mieszkasz w San Francisko. - Nie mogłam dłużej znieść jego oczu. Spuściłam głowę.
- Mieszkałam. Przeprowadziłam się z mamą i bratem.
- Co było tego powodem? - Już chciałam mu odpowiedzieć. Ale wtedy zrozumiałam, że to kompletnie obca dla mnie osoba.
- Sprawy prywatne.
- Rozumiem. - Kątem oka zobaczyłam, że się uśmiecha. Po chwili spojrzał na zegarek. Wyglądał na bardzo drogi. - Ja muszę już iść. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. - Powiedział i odszedł. Moja cała energia została wyczerpana przez kilka zdań z nim. To jest niewiarygodne co jedna rozmowa z gwiazdą może z człowiekiem zrobić.
Nie chciałam już dalej zwiedzać. Postanowiłam jak najszybciej zwiać... Znaczy pójść do domu. Nie mam pojęcia czemu on aż tak mnie onieśmiela. Na prawdę nie wiem. I za nic nie chcę się tego dowiedzieć.
O 18 byłam w nowym domu. Nie był duży. Ale miał swój urok. Z zewnątrz nie wyglądał jakoś bardzo nowocześnie, ale wewnątrz to co innego. Fajnie, że mama go znalazła.
- Kochanie! - usłyszałam krzyki mamy. - Chodź na górę! - dodała. Skierowałam się w stronę jej głosu. Stała przed białymi drzwiami.
- Mamo? O co chodzi?
- Zamknij oczy.
- Po co?
- Oj zamknij. - Nie odpowiedziałam tylko zamknęłam oczy. Usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi. Następnie mama wzięłam mnie za rękę i zaprowadziła do pokoju. - Możesz otworzyć. - Zrobiłam to co kazała.
Moim oczom ukazał się piękny, kremowy pokój. Znaczy... Kremowe były ściany. Były na nich moje plakaty i obrazy z mojego poprzedniego pokoju. Meble były białe. Na komodzie była moja figurka konia, a na niej siedział miś, którego kiedyś dostałam. Obok nich były obrazki. Właściwie rysunki, które kiedyś z nudów zrobiłam. Przedstawiały zespół One Thing. Pamiętam jak je rysowałam. Wtedy jeszcze wszystko było inaczej. Nad mniejszą szafką wisiał telewizor. Pod drugą ścianą na przeciwko niego stało jasno brązowe biurko. Na nim było kilka książek i figurek. A obok niego moje łóżko. Było duże. Na nim była rozłożona pościel w egipskie wzorki. Były też moje wszystkie jaśki i maskotki. Tak mam 17 i na łóżku mam pluszaki. Jakiś problem? Przy pokoju też miałam ogromny balkon. I najlepsze, że widziałam niego cudowny zachód słońca.
- Dziękuję mamo. Lepszego pokoju nie mogłabym sobie wymarzyć. - Powiedziałam i bardzo mocno ją przytuliłam.
- Nie dziękuj mi kochanie. To wszystko to zasługa Rugga. To on urządził Ci pokój. Chciał Ci w ten sposób wynagrodzić te wszystkie lata kiedy go przy Tobie nie było.
- Gdzie jest? Chcę mu podziękować.
- Nie wiem. Powiedział, że idzie się przejść i może zajdzie do starych znajomych.
Ruggero
Jak dobrze znów być w LA. Kiedyś z ojcem tu mieszkaliśmy, ale później przeprowadziliśmy się do Nowego Yorku. Musiałem zostawić wszystkich przyjaciół. Normalnie szkoda gadać. Jak mógł mnie tak okłamać? Nigdy mu tego nie wybaczę.
Gdy tak szedłem ulicami Hollywood usłyszałem za sobą jak ktoś woła... Mnie?!
- Ruggero! - Po chwili uczepiła się mnie prześliczna blondynka. Wydała mi się dziwnie znajoma... Gdy mnie puściła zobaczyłem, że ma duże, piękne, piwne oczy. Wtedy ją rozpoznałem.
- Mercedes. Tęskniłem.
- Też tęskniłam. - Powiedziała z uśmiechem. - Ale nigdy więcej nie mów do mnie Mercedes. - Zmroziła mnie wzrokiem.
- Ok. Co tam u Ciebie?
- Dobrze. A u Ciebie?
- Też dobrze.
- Co Cię sprowadza na stare śmieci?
- Przeprowadzka z mamą i siostrą.
- Ale Twoją biologiczną matką? - Przytaknąłem. - Przecież mówiłeś, że jej nienawidzisz, bo Cię zostawiła.
- To nie prawda. Ojciec wszystko myślił.
- A to...
- Mechi. - Upomniałem ją.
- Sorka.
- Jak się ekipa trzyma?
- Nawet ok. - Gdy to powiedziała posmutniała.
- Ej... Co się dzieje.
- Nic. - Spuściła wzrok.
- Nie kłam. Widzę, że coś się dzieje.
- Chodźmy do mnie. Nie chcę tego mówić tu. Jest za dużo ludzi.
- Ok. - Zgodziłem. Skierowaliśmy się w stronę domu dziewczyny.
Doszliśmy do niego po jakiś 10 minutach. Był mega nowoczesny i wielki. Zdziwiło mnie, że nie mieszka z rodzicami. Chociaż w sumie... Nigdy się z nimi nie umiała dogadać. Często przychodziła do kogoś z nas na noc. Do mnie najczęściej. Znaczy... Do wszystkich dość często, ale do mnie najczęściej, bo mieszkaliśmy niedaleko siebie. Weszliśmy do salonu. Był jasny i przestronny. Jak to mieliśmy w zwyczaju nie rozsiedliśmy się na kanapie tylko na podłodze.
- To powiesz mi o co chodzi?
- Chodzi o to, że paczka...
~***~
Elo Elo H20!
Podoba się rozdział? Bo mi tak. Było odrobinę tajemnicy. Zwłaszcza pod koniec. Jaka paczka? Kto w niej jest? Co się z nią stało? Tego nie jest ciężko się domyślić. Ale może was zaskoczę, bo sama nie wiem co się z nią stało. Wiem jestem bardzo mądra. Ale ten rozdział skończyłam przed chwilą. I teraz sprawa organizacyjna. Znaczy powiedzmy że organizacyjna. Czy przez to, że Patiś odeszła wy też odeszliście? Bo jak tak to jest mi przykro. Jeżeli odeszliście, bo mnie nie lubicie to jest mi mega smutno. Tym którzy nad odejściem się jeszcze zastanawiają to od razu mówię nie odchodźcie. To że Patiś ze mną nie ma nie oznacza, że opowiadanie zmienię czy coś. Nie zamierzam go zmieniać, bo mi się podoba. Mam napisaną fabułę i jej będę się trzymać. Całą fabułą zajmowała się Patiś. Ja będę tylko pisać. Od czasu do czasu wprowadzę jakiś wątek, którego fabuła nie obejmuje. I tylko tyle jest mojego wkładu. W komentarzach piszcie w razie czego co wam się nie podoba w tym, że na blogu jestem tylko ja. Postaram się to zmienić. Oczywiście wszystko poza faktem, że jestem sama czy, że Patiś nie ma. To jest niezmienne. Ale ja już będę kończyć. Mimo mojego rujnującego życie snu wenę mam i idę ją spożytkować.
Do następnego!
Papa!
Asia Ari <3
aaaaaaa!!!!
OdpowiedzUsuńcudo!
prosze daj nexta!
hura Rugg i Mer ♡♥
Next next next!!!
KC ♥♥
To ja (chyba) xd
OdpowiedzUsuńRozdzialik supcioowy wgl.
Troche smutno że Pati odeszła ale opowiadanie i tak superowe, odjazdowe xd
Sory że dopiero teraz komentuje ale neta nie miałam bo u babci na wsi byłam i krówki pasłam xd
Mam nadzieje że nexta szybciutko dodasz i weny życze i pozdrawiam :D
Hejka ja nie mam zamiaru odchodzić ale po prostu mam teraz remont w domu co wiąże się z brakiem internetu więc tak rozdział genialny i do nexta
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Marcela